Ojczyzną herbaty są Chiny, gdzie krzew herbaciany uprawiano już w X wieku p.n.e. Herbata, podobnie jak kawa, dostała się do Europy w I połowie XVII wieku za sprawą Holendrów z Kompanii Wschodnioindyjskiej, a dokładnie w 1610 roku. Kupcy angielscy zainteresowali się tym towarem w 1658 roku za sprawą Thomasa Garrawaya. W Rosji herbata była znana nawet wcześniej dzięki ożywionym kontaktom z dworem cesarza Chin, który w 1618 roku wysłał ją w prezencie carowi Michałowi I.
Warto tutaj od razu wspomnieć, że znak pisma chińskiego oznaczający herbatę można czytać na kilka sposobów, w zależności od dialektu, jako „thea” lub „cza”, stąd w języku rosyjskim herbata to „czaj”, a na przykład w angielskim to „tea”.
Do połowy XIX wieku prawie 90% herbaty trafiającej do Europy i Ameryki pochodziło z Chin. Kupcy z Anglii, Holandii i Portugalii zainteresowani zakupem herbaty musieli zaakceptować narzucone im przez stronę chińską rygorystyczne zasady handlu. Herbatę, ale i inne cenne chińskie towary, np. jedwab, porcelanę, czy wyroby rzemieślnicze, kupcy europejscy mogli nabyć w wydzielonej enklawie wąskiego pasa wybrzeża portu Kanton, na południu Chin. Nie wolno im było zakładać stałych faktorii i prowadzić interesów z chińskimi kupcami, którzy nie posiadali cesarskiej licencji.
Jednak najważniejszym ograniczeniem w tym handlu stanowiło to, że Chińczycy nie byli zainteresowali zakupem towarów z Europy, gdyż uważali, że są one niskiej jakości i oczekiwali w zamian za herbatę wyłącznie złota lub srebra. Wynikało to z chińskiej mentalności i przekonania o wyższości ich kultury oraz wyjątkowości państwa, które istniało nieprzerwanie jako cesarstwo od 202 r. p.n.e. W ich mniemaniu wszystko, co najlepsze i wartościowe w ludzkiej historii, mieli wymyślić Chińczycy, dlatego swoje państwo nazywali „Państwem Środka”. Wobec Europejczyków zachowywali daleko idący dystans, a w XIX wieku wręcz wrogość, nazywając ich „zamorskimi diabłami”.
W XVIII wieku głównym odbiorcą chińskiej herbaty stała się Wielka Brytania. Na początku tego stulecia legalny import wynosił 50 ton, by pod koniec wzrosnąć do 4000 ton rocznie. Dzięki temu cena tego towaru mocno spadła, chociaż nadal powszechnym zjawiskiem było fałszowanie herbaty poprzez dodawanie do niej wysuszonych i odpowiednio podbarwionych liści jesionu, tarniny, czarnego bzu lub głogu. W Anglii zjawisko to było na tyle powszechne, że osoba przyłapana na tym procederze mogła na rok trafić do więzienia.
Herbata nie mogła się równać popularnością z kawą ze względu na wyższą cenę, ale przede wszystkim z powodu kojarzenia jej z lekarstwem na bóle brzucha i stany gorączkowe. W społeczeństwie angielskim wyjątkowa pozycja herbaty w XVIII wieku brała się z zamiłowania klasy średniej do krótkich popołudniowych spotkań towarzyskich – podwieczorków nazywanych „five o’clock tea” połączonych z drobnym poczęstunkiem. Napój herbaciany zastępował w tym czasie wódkę, której produkcja, z powodu rosnących cen zbóż, mocno podrożała. Wspominałem też już wcześniej, że także pastorzy kościoła anglikańskiego i purytańskiego namawiali swoich wiernych do wstrzemięźliwości w piciu alkoholu i konsumpcji w to miejsce nowych napojów – kawy, herbaty i kakao.
Herbata i polityka
Walka o zyski z herbacianego handlu była w historii przyczyną wielu konfliktów i krwawych wojen w stopniu bez porównania większym niż z powodu handlu kawą.
„Bostońskie picie herbaty” – 1773 rok
W XVII wieku na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej powstało 13 kolonii, w różnym stopniu zależnych od swojej metropolii w Londynie. W połowie XVIII wieku narastał coraz ostrzejszy spór wokół kwestii, na ile mieszkańcy kolonii mogą sami się rządzić, a na ile muszą słuchać poleceń parlamentu w Londynie, w którym nie mieli swoich przedstawicieli. Spór polityczny przeniósł się na obszar gospodarki, gdy premier rządu Wielkiej Brytanii North przeforsował w parlamencie ustawę o wprowadzeniu opłat celnych na sprowadzane do kolonii towary – herbatę, szkło, papier i ołów. Spotkało się to z głośnymi protestami kolonistów, którzy akcentowali hasło „nic o nas, bez nas”, nie zgadzali się na wyższe cła i podatki, dopóki w parlamencie w Londynie, który o tym decyduje, nie zasiądą ich przedstawiciele. Premier North szukał kompromisu, wycofał się więc z decyzji o cłach na ołów, papier i szkło, ale uparł się, że cło na herbatę będzie nadal obowiązywało. Koloniści byli wściekli, bo sprzedażą chińskiej herbaty miała zajmować się teraz wyłącznie angielska Kompania Wschodnioindyjska, która w ten sposób zapewniła sobie monopol. Do tej pory mieszkańcy kolonii kupowali herbatę od różnych dostawców lokalnych, amerykańskich importerów, ale i przemytników sprowadzających towar z angielskich i francuskich posiadłości na Karaibach. Odpowiedzią na decyzję metropolii był bojkot angielskich towarów, w tym oczywiście herbaty. Koloniści demonstracyjnie pili więc kawę. Narastał bunt, który znalazł swoje ujście w tzw. „bostońskim piciu herbaty”, kiedy to 16 grudnia 1773 roku grupa napastników przebrana za Indian wdarła się na zacumowane w porcie statki Kompanii Wschodnioindyjskiej i wyrzuciła do morza 300 skrzynek z herbatą. W odpowiedzi na to władze angielskie zamknęły port w Bostonie do czasu wypłaty przez władze miasta odszkodowania dla kompanii za zniszczony towar. Wydarzenia te były impulsem dla przedstawicieli 13 kolonii, którzy na Kongresie Kontynentalnym w Filadelfii ogłosili 4 lipca 1776 roku swoją Deklarację Niepodległości i powstanie nowego państwa – Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Bostońskie picie herbaty
Herbata i handlarze niewolnikami.
Wiek XVIII to stulecie największego nasilenia handlu niewolnikami, przewożonymi w skandalicznych warunkach przez Atlantyk z Afryki Zachodniej na plantacje trzciny cukrowej na Karaibach. Zamiłowanie Anglików do herbaty miało też w tym swój udział, gdyż rosło przez to zapotrzebowanie na cukier dodawany do herbaty i kawy. Krzewy herbaciane uprawiane w tym czasie w Chinach miały duże ilości garbników, co powodowało, że napój miał gorzkawy smak, który można było złagodzić dużą ilością cukru. W tym czasie każdy Anglik konsumował rocznie średnio1 kilogram suszu herbacianego i 8 kilogramów cukru.
Herbata i narkotyki
Kupcy angielscy po tym, jak zdominowali handel chińską herbatą kosztem swoich konkurentów Holendrów i Portugalczyków, mieli do rozwiązania jeszcze jeden bardzo poważny problem – jak zmusić Chińczyków do handlu wymiennego?
Wojny napoleońskie (1799-1815) były wprawdzie dla Wielkiej Brytanii zwycięskie, ale zarazem bardzo kosztowne. Rząd zmagał się z deficytem budżetowym, a w tej sytuacji import ogromnych ilości herbaty z Chin mógł tylko pogorszyć sytuację. Rozwiązanie, jakie znaleźli angielscy kupcy z Kompanii Wschodnioindyjskiej za zgodą rządu w Londynie, było głęboko niemoralne, ale – jak czas pokazał – skuteczne.
Mak lekarski, z którego wyrabiano opium
Otóż kampania w imieniu Korony zarządzała północnymi Indiami jako brytyjska kolonią. Jedną z prowincji na tym obszarze był Bengal, gdzie znajdowały się wielkie plantacje maku lekarskiego, z którego soku w postaci białego mleczka wytwarzano opium – lek i jednocześnie narkotyk. Anglicy, wykorzystując ciężką pracę prawie miliona Bengalczyków, czerpali z tych upraw wielkie zyski, zabezpieczając je sobie na przyszłość monopolem na produkcję i handel opium. W Chinach od stuleci uprawiano mak lekarski dla potrzeb chińskiej medycyny, ale pod stałą kontrolą cesarskich urzędników. Cesarz zdawał sobie sprawę, że część jego poddanych uprawia tę roślinę nielegalnie, a na południu kraju działają palarnie opium. Dlatego w 1729 roku wydał kategoryczny zakaz handlu tym niebezpiecznym specyfikiem. Na początku XIX wieku mogło być w Chinach około dwóch milionów osób palących opium. Ten narkotyk dostarczali im przemytnicy, zaopatrujący się w towar w składach Kompanii Wschodnioindyjskiej w Indiach. W ten sposób angielscy kupcy otrzymywali od Chińczyków pieniądze, którymi w porcie w Kantonie płacili im potem za herbatę. Biznes nareszcie im się zbilansował, zważywszy na to, że ze sprzedaży jednej tony opium mieli 1500 funtów, a za taką samą ilość herbaty płacili tylko 40 funtów. Cesarz Chin jednak z niepokojem dowiadywał się o coraz większej liczbie poddanych uzależnionych od narkotyku. Kazał w końcu swojemu specjalnemu wysłannikowi Lin Zexu udać się w 1839 roku do Kantonu i rozwiązać ten problem raz na zawsze, niszcząc zapasy opium należące do europejskich kupców i ich pośredników. Urzędnik był zdecydowany w swoim działaniu i kazał wrzucić do morza lub spalić 20 tysięcy skrzyń z zarekwirowanym opium, które kazał wcześniej zmieszać z wapnem i solą. Rząd brytyjski uznał to za powód do wojny i wysłał swoje okręty i piechotę. Wojna (1839-42) nazywana opiumową zakończyła się dla Chin upokarzającą porażką. Cesarz musiał zgodzić się na wypłatę odszkodowania za zniszczone opium, a oprócz tego na różne ułatwienia handlowe dla Anglików, m.in. oddanie im wyspy Hongkong u południowych wybrzeży Chin, gdzie już bez żadnych ograniczeń prowadzili oni swoje interesy. Chińczycy nie mogli się pogodzić ze skutkami przegranej wojny opiumowej, zwłaszcza że o podobne koncesje handlowe zaczęły się upominać inne państwa – Francja i USA.
Lin Zexu – urzędnik cesarski odpowiedzialny za zniszczenie transportu opium
W latach 1856-60 wybucha więc II wojna opiumowa, zakończona jeszcze większym upokorzeniem chińskiego cesarstwa. Tym razem chińskie władze oprócz zapłaty olbrzymiej kontrybucji musiały się zgodzić na otwarcie w Pekinie ambasad państw europejskich, działalność chrześcijańskich misjonarzy i pełną legalizację handlu opium na obszarze całego państwa.
Efekt był łatwy do przewidzenia. W II połowie XIX wieku liczba palaczy opium w Chinach wzrosła z 2 do 120 milionów (cała populacja liczyła wtedy 400 milionów), z czego przynajmniej 30% można uznać za osoby uzależnione. Autorytet władzy tak bardzo osłabł, że w 1911 roku, po dwóch tysiącach lat swojej historii chińskie cesarstwo upadło, a w jego miejsce powstała republika.
W nowym porządku politycznym walczyły o władzę dwie wielkie partie – prawicowa Kuomintang kierowana przez Czang Kaj-szeka i Komunistyczna Partia Chin pod przywództwem Mao Tse-tunga. Zwolennicy tych ugrupowań zgadzali się właściwie tylko w jednej sprawie – nie wolno już nigdy dopuścić do takiego upokorzenia kraju przez obcych, jak miało to miejsce w XIX wieku. Chiny muszą na powrót stać się Państwem Środka, wielkim światowym supermocarstwem. I, nawiasem mówiąc, ten właśnie plan realizuje obecnie chiński rząd. Po niezwykle krwawej wojnie domowej, która trwała z przerwami od 1926 do 1949 roku, rywalizację o władzę wygrali ostatecznie komuniści dzięki poparciu chłopów, którzy stanowili większość społeczeństwa. Dla nich komuniści mieli tę przewagę nad Kuomintangiem, że obiecywali reformę rolną, a na terenach przez nich kontrolowanych nie było korupcji, handlu narkotykami i prostytucji, bo ludzi związanych z chińską mafią – Triadą topili w rzekach i rozstrzeliwali bez sądu.
To wymuszone otwarcie Chin na wpływy europejskie po 1860 roku niosło ze sobą wielkie zmiany zarówno dla Chińczyków jak i Europejczyków. W II połowie XIX wieku przez Hongkong do USA i Wielkiej Brytanii migrują w poszukiwaniu lepszego życia tysiące mieszkańców Chin. Wielu z nich z trudem odnajduje się w nowej rzeczywistości. W wielkich miastach, gdzie się osiedlają, tworzą swoje dzielnice, Chinatown, w których obok sklepów i knajp z azjatyckim jedzeniem powstają także palarnie opium i towarzyszące im narkotykowe i mafijne podziemie.
Opium staje się narkotykiem łatwo dostępnym nie tylko dla elit ale i zwykłych mieszkańców Nowego Jorku, Londynu czy Paryża. Chciwość angielskich kupców w połączeniu z metodami terroryzmu państwowego w wydaniu angielskiego rządu miały po latach swój niezamierzony skutek z postaci fali narkomanii na przełomie XIX i XX wieku.
Palarnia opium we Francji – koniec XIX w.
Polska herbata
Herbata – lekarstwo na kaca i inne dolegliwości.
Herbata wśród szlachty polskiej długo nie miała dobrej opinii. Jędrzej Kitowicz, autor świetnego „Opisu obyczajów za panowania Augusta III” z sympatią pisze o kawie i jej przyrządzaniu w szlacheckich dworkach, natomiast o herbacie wspomina krótko i z pewną niechęcią: ”…a herbatę jako sprawującą suchoty i oziębiającą żołądek wcale zarzucono: policzono ją w liczbie lekarstw przeciw gorączce i do wypłukania gardła po ejekcjach (wymiotach) mianowicie z gwałtownego pijaństwa pochodzących”.
Napój herbaciany długo kojarzył się Polakom z lekarstwem także dlatego, że w XVII wieku jej dystrybucją często zajmowali się lekarze i aptekarze, którzy wśród wielu ziół na rożne choroby mieli też chińskie zioło „thea”, a ponieważ zioło po łacinie to „herba”, z połączenia tych dwóch słów powstała „herbata”. Zalecali ją nie tylko osobom, które przesadziły z alkoholem, a także przy problemach gastrycznych i wtedy, gdy ktoś się mocno przeziębił. Wskazane było wówczas dodanie do herbaty szafranu, goździków i kieliszka czegoś mocniejszego, np. rumu.
Herbata ze szklanki, herbata z filiżanki.
Stosunek do herbaty uległ w Polsce radykalnej zmianie w II połowie XIX wieku. Przede wszystkim do Europy po wojnach opiumowych w Chinach docierało teraz dużo więcej dostaw herbaty, gdyż Anglicy założyli swoje plantacje w zależnych od siebie Indiach. Także Rosjanie, korzystając z chińskich sadzonek krzewu herbacianego i wiedzy chińskich rolników, tworzyli swoje plantacje na Kaukazie – w Gruzji, Armenii i Azerbejdżanie.
Cena herbaty stawała się tym samym bardziej przystępna dla uboższych osób. Zmieniła się też kultura konsumpcji tego napoju za sprawą bliskich kontaktów Polaków z Rosjanami, którzy mieli bez porównania dłuższe tradycje picia herbaty i to z samowaru. Na ziemiach zaboru rosyjskiego, ale także na Syberii, gdzie po powstaniu styczniowym trafiło kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków, było pewnym towarzyskim i rodzinnym rytuałem. W samowarze rozgrzewanym węglem drzewnym cały czas gotowała się woda, którą dolewało się do szklanki z herbacianą esencją. Do tak przyrządzonej herbaty nie dodawano mleczka. Kostki cukru pijący często nie wkładali do szklanki ale bezpośrednio do ust, popijając czaj drobnymi łykami.
Samowar do przyrządzania herbaty
Konkurencyjny sposób picia herbaty to oczywiście ten angielski, gdy gospodyni przygotowuje dzbanek gorącej herbaty wlewanej wyłącznie do porcelanowych filiżanek. Herbatę Anglicy pili zawsze z mlekiem i sporą ilością cukru w filiżance. Jeżeli było to popołudniowe five o’clock to do herbaty gospodyni dodawała kruche ciasteczka.
Wątpliwości jak pić herbatę – w szklance czy filiżance – rozstrzygnął autor książeczki wydanej w Krakowie w 1903 roku pod tytułem „Zwyczaje towarzyskie”. „W niektórych domach pewni amatorowie herbaty piją ją w szklankach ze srebrnymi ażurowymi podstawkami, opatrzonymi rączką. Moda ta przybyła do nas z Rosji, naśladowanie jej jednakże nie wydaje się ani estetycznym ani wygodnym. Wszystko, co mówią na jej obronę zagorzali wielbiciele szklanek, nie wytrzymuje krytyki i według prawdziwych smakoszy nie zasługuje na uwagę, herbatę bowiem należy koniecznie spożywać w naczyniach porcelanowych, tak jak ją dodają w Chinach, skąd ją dostaliśmy. Na Zachodzie nikt nie pije herbaty w szklance”.
Brytyjskie „Five o’clock” – panie z towarzystwa pijące popołudniową herbatę
Herbata dla ludu
Herbata powoli stawała się napojem dla wszystkich. Co więcej, gdy przychodziły tęgie mrozy, w miastach próbowano pomóc ubogim mieszkańcom i bezdomnym, proponując im szklankę gorącej, mocno słodkiej herbaty z pajdą ciemnego, razowego chleba. W czasie I wojny światowej władze Warszawy uruchomiły całą sieć tanich herbaciarni dla tysięcy mieszkańców zbiedniałych i często pozbawionych pracy. W 1917 roku w 21 takich herbaciarniach za niewielką opłatą wydano 41 milionów porcji.
W okresie międzywojennym spożycie kawy i herbaty było niewielkie, zaledwie 20 deko kawy rocznie na jednego mieszkańca, herbaty jeszcze mniej, bo 7 deko rocznie. Polskie społeczeństwo było w większości dosyć biedne i to się nie zmieniło aż do lat 60-tych XX wieku. Później spożycie obu napojów bardzo powoli rosło, ale prawdziwa zmiana nastąpiła po 1989 roku. Nasze otwarcie na wielki świat skutkowało też tym, że obecnie średnio w ciągu roku statystyczny Polak zużywa 1 kilogram herbaty i wypija 3 kilogramy kawy. To bardzo dużo i stawia nas w ścisłej światowej czołówce, tzn. pierwszej i drugiej dziesiątce państw o największej konsumpcji kawy i herbaty.
Polska światowym eksporterem herbaty
Może to dla wielu osób wydać się zaskakujące, ale Polska jest obecnie piątym na świecie eksporterem herbaty obok Chin, Indii, Sri Lanki i Kenii. Oczywiście, ze względu na klimat nie ma u nas warunków do uprawy krzewów herbacianych, ale firmy działające w Polsce sprowadzają hurtowe jej ilości, a potem ją u nas konfekcjonują, czyli ważą w odpowiednich proporcjach, pakują do pudełek i wysyłają w świat. To biznes, który cały czas się świetnie rozwija i pandemia w niczym mu nie zaszkodziła.
I tak to po wielu podróżach i przygodach herbata razem ze swoją „siostrą” kawą na dobre zagościły w polskim domu… i chyba czują się tutaj świetnie.