Mamy już grudzień, więc za chwilę czekają nas – jak co roku o tej porze – przygotowania do świąt i Sylwestra. Wybrałem się ostatnio do jednej z dużych galerii handlowych, aby kupić kartki świąteczne. Uważnie przejrzałem stojaki i półki, na których było prezentowanych kilkadziesiąt różnych kartek o przeróżnej kolorystyce i stylistyce z powtarzającymi się motywami – choinka, a pod nią paczki z prezentami, zaprzęg reniferów czy święta rodzina na tle żłóbka. Po uważnym zapoznaniu się z bogatą ofertą handlową zwróciłem uwagę na istotny szczegół. Kartek z motywami religijnymi było zdecydowanie mniej niż tych „świeckich”, mniej więcej w proporcji 1:3. Te świeckie miały wypisane życzenia „Wesołych Świąt”, ewentualnie w bardziej rozbudowanej wersji „Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”, te z motywami religijnymi „Wesołych Świąt Bożego Narodzenia”. Swoje badania poszerzyłem o drugi podobny sklep i tam ta proporcja wyglądała jeszcze gorzej na niekorzyść kartek religijnych.
Co z tego mianowicie wynika?
Jeżeli odrzucimy teorię spiskową o tym, że zachodnie koncerny, do których w większości należą wielkopowierzchniowe galerie handlowe prowadzą podstępną akcję dechrystianizacji Polaków, to pozostaje nam jedno prostsze wyjaśnienie. Tu chodzi o prozaiczny zysk i wysoką sprzedaż. Odpowiedni dział marketingu sprawdził, jakich kartek świątecznych szukają klienci, aby je wysłać do swoich bliskich.
Może też ktoś z tego działu zapoznał się z danymi statystycznymi samego kościoła katolickiego, z których wynika, że średnio 37% Polaków regularnie uczestniczy w niedzielnych mszach i ten odsetek systematycznie spada.
Dobre 10 lat temu złożyłem swojej koleżance, którą bardzo cenię i lubię, życzenia dobrych świąt Bożego Narodzenia, za co zostałem przez nią „ofuknięty”, że ona takich świąt nie obchodzi. A tak w ogóle w tym czasie nie będzie jej w kraju, bo już wykupiła sobie wycieczkę zagraniczną… Wtedy byłem taką jej reakcją bardzo zaskoczony, teraz mam wśród znajomych sporo podobnych osób i ich postawy już mnie tak nie szokują.
Żeby lepiej zrozumieć argumenty „świeckich” Polaków i tych religijnych trzeba właśnie zanurzyć się w historii.
Pierwsi chrześcijanie koncentrowali się na celebracji świąt Zmartwychwstania Pańskiego, uznając słusznie, że stanowią one sens i istotę ich wiary. Przez ponad 300 lat chrześcijanie nie obchodzili Świąt Bożego Narodzenia, a to z tej przyczyny, że nie wiedzieli dokładnie kiedy ich Mistrz się urodził. W ewangeliach nie mamy na ten temat precyzyjnej informacji.
Ostatecznie w połowie IV w. biskupi zdecydowali, że tym umownym dniem narodzin Jezusa będzie 25 grudnia. Decyzja była racjonalna i od strony marketingowej bardzo trafna, a to z kilku powodów. Po pierwsze jest to dzień przesilenia zimowego, czyli od tego momentu dnia zaczyna przybywać, czyli jasność zwycięża ciemności. Właściwie w każdej religii ten dzień jest uważany za święty, w chrześcijaństwie również, bo Jezus był nazywany światłością świata, W religii rzymskiej tego dnia czczono Boga Słońca Zwyciężającego – Sol Invictus. Analogia była oczywista. Drugi powód wyboru tej daty to Saturnalia – ulubione święto mieszkańców Rzymu obchodzone ku czci boga rolnictwa Saturna, w dniach 17-24 grudnia. Poprzedzały one przesilenie zimowe i koniec roku. Były to piękne, rodzinne święta, gdy ludzie bawili się na ulicach miast, obdarowywali się prezentami. W te wyjątkowe dni panowie usługiwali swoim niewolnikom i zapraszali ich do wspólnego stołu. Na krótko zanikały różnice majątkowe i klasowe.
Trzeci i czwarty argument dotykał kwestii już bardzo poważnych – doktrynalnych sporów z heretykami, za jakich uznano Arian oraz ostrej konkurencji z wyznawcami Mitry. Niezwykle popularny w IV i V w. n.e. biskup i teolog Ariusz kwestionował boskość Jezusa, a tym samym dogmat o Trójcy Świętej. Odpowiedzią na jego tezę miało być m.in. święto Bożego Narodzenia, akcentujące pozaziemski aspekt natury Jezusa. Decydująca w tym sporze była postawa cesarza Konstantyna Wielkiego, który jednoznacznie poparł duchownych głoszących boskość Jezusa. Zostało to ogłoszone na soborze w Nicei w 325 r. Konsekwencją podjętych decyzji w sferze teologii była zgoda cesarza na budowę w latach 328-335 bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem oraz Bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie.Tym samym w sposób symboliczny i teologiczny spiął te dwa miejsca i dwa wydarzenia- narodziny i śmierć Jezusa, w pewną logiczną całość.
Mitraizm był religią perską, w wielu swoich aspektach podobną do chrześcijaństwa i bardzo popularną wśród rzymskich legionistów. Mitra, jako bóstwo solarne, miał się co roku pojawiać na ziemi pod postacią dziecka właśnie 25 grudnia. Można to więc uznać za trochę „wrogie przejęcie” tej opowieści przez chrześcijaństwo. Wśród wyznawców Jezusa nie było jednak zgody, czy w ogóle należy świętować Boże Narodzenie i to akurat w takim terminie. Zbyt oczywiste były dla krytyków te związki z pogańskimi uroczystościami ku czci Boga Słońca – Sola, Mitry czy Saturna. Pytanie też, czy Jezus w ogóle życzyłby sobie takiej celebracji dnia swoich narodzin. W każdym razie w ewangeliach nie ma wyraźnej sugestii na ten temat.
W krajach anglosaskich taka silna niechęć do tego święta była widoczna aż do połowy XIX wieku. Radykalni protestanci-purytanie, kiedy przejęli władzę w Anglii w połowie XVII w ogóle zakazali tego święta. Wprawdzie potem ten zakaz cofnięto ale ceremonie były bardzo skromne. Co ciekawe, protestanci unikali sformułowania Boże Narodzenie, w zamian proponując własne określenie Cristes messe, czyli Msza Chrystusa, stąd też późniejsza nazwa tego święta w krajach anglosaskich Christmas. W Stanach Zjednoczonych zakładanych przez purytanów, stosunek do Bożego Narodzenia był niechętny i dopiero w 1871 roku władze federalne uznały 25 grudnia za dzień świąteczny i wolny od pracy, na terenie całego kraju. Do tej pory nie obchodzą tych świąt Adwentyści Dnia Siódmego i Świadkowie Jehowy.
Jeżeli nie wiemy, kiedy dokładnie Jezus się urodził i przyjmujemy tę datę 25 grudnia jako symboliczną to wydaje się przynajmniej pewne gdzie to miało miejsce – w Betlejem, małej osadzie niedaleko Jerozolimy.
„I stało się w owe dni, że wyszedł dekret cesarza Augusta, aby spisano cały świat. Pierwszy ten spis odbył się, gdy Kwiryniusz był namiestnikiem Syrii. Szli więc wszyscy do spisu, każdy do swego miasta. Poszedł też i Józef z Galilei z miasta Nazaret do Judei do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, dlatego że był z domu i rodu Dawida, aby był spisany wraz z Marią poślubioną sobie małżonką, która była brzemienna.” ( Ewangelia Św. Łukasza 2.1 )
Ze źródeł historycznych wiemy, że faktycznie taki spis ludności miał miejsce w 6 lub 7 r. n.e. i nie obejmował wszystkich mieszkańców Imperium, a jedynie lokalnie ludność Judei i Samarii. Władze rzymskie takie spisy organizowały dla celów przede wszystkim podatkowych. Można to potraktować jako takie ówczesne złożenie oświadczenia o posiadanym majątku i dochodach.
Józef mógł taka deklarację podatkową złożyć w Galilei, nie musiał udawać się aż do Betlejem chyba, że miał tam jakąś nieruchomość, o czym nie wiemy. Jednak zabieranie ze sobą w długą i męczącą podróż ciężarnej żony w świetle tamtego prawa nie jest zrozumiale. Jako mężczyzna i głowa rodziny mógł te formalne kwestie załatwić bez jej udziału. Musiało się jednak wypełnić dawne proroctwo o tym, że przyszły Mesjasz urodził się nie w Nazarecie, ale właśnie w Betlejem i ewangelista Łukasz w takim kontekście to wydarzenie przedstawia.
Drugi ewangelista Mateusz, w swojej opowieści o narodzinach Jezusa, podaje inne ważne okoliczności towarzyszące tamtym wypadkom – knowania króla Heroda Wielkiego przeciwko małemu Jezusowi i sprowokowaną jego gniewem rzeź niewiniątek. Oba te opisy nie są jednak ze sobą zgodne. Herod umiera w 4r. p.n.e., a Kwiryniusz przeprowadza swój spis w 6-7 roku n.e., mamy więc w datowaniu różnicę przynajmniej 10 lat.
Takich sprzeczności i niejasności w Księgach Starego i Nowego Testamentu można znaleźć dużo więcej i powstały na ten temat opasłe tomy naukowych i teologicznych wywodów. Z perspektywy człowieka wierzącego są to mało istotne szczegóły, bo albo się wierzy, albo nie. Dla ludzi wiary tego dnia dzieje się coś cudownego i niepowtarzalnego w historii świata. Sam Bóg wciela się w człowieka i powstaje nigdy wcześniej ani nigdy później nie spotykana nowa jakość – Boga i człowieka w jednej naturze.
Boże Narodzenie jest cudem: zwykła kobieta, Miriam – żydowska dziewczyna z Nazaretu urodziła swoje dziecko siłami natury. Jednak samo poczęcie nastąpiło bez udziału mężczyzny. Archanioł Gabriel posłany przez Boga mówi do Marii: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc najwyższego zacieni cię (moje podkreślenie). Dlatego też to, co się urodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym” (Ewangelia Św. Łukasza 1.35 )
Jezus z Nazaretu jako człowiek i Bóg zarazem przyniósł ludziom Dobrą Nowinę o tym, jak żyć, aby życie miało sens i aby zasłużyć po śmierci na życie wieczne. Taki jest punkt widzenia ludzi wierzących. Ci słabiej wierzący, sceptycy, ateiści patrzą na religijnych tradycjonalistów z mieszaniną podziwu ale i politowania. Bo, owszem, nawet jeżeli Pan Bóg istnieje, to dał ludziom rozum po to, aby go używali. Więc kiedy będziemy wypisywać kartki świąteczne w uniwersalnymi życzeniami: Wesołych Świąt/Radosnych Świąt Bożego Narodzenia (niepotrzebne skreślić) warto przypomnieć, że podobno wszyscy w naszym kraju są wierzący, z tym że jedni wierzą w to, że Bóg jest, drudzy że go nie ma.
Bez względu na przekonania wszystkim, którzy przeczytali te moje refleksje o świętach Bożego Narodzenia życzę, aby docenili w nich to, co było i pozostaje ponadczasowe – radość ze spotkań z rodziną i przyjaciółmi, miłość i braterstwo ludzi ponad podziałami ale i nadzieję, że tak jak jasność pokonuje ciemność, tak dobro w świecie będzie silniejsze od zła, a w przyrodzie już niedługo przyjdą ciepłe i piękne dni.
Marek Urban