Nauka z Marką

Kursy i korepetycje od 1992 roku. 14 tysięcy uczniów.

Blog: Zanurzeni w historii: Papież „wzywa na dywanik” polskich biskupów. O co chodzi z tym dywanikiem i jaki jest kontekst kulturowy takiego powiedzenia?

Blog: Zanurzeni w historii: Papież „wzywa na dywanik” polskich biskupów. O co chodzi z tym dywanikiem i jaki jest kontekst kulturowy takiego powiedzenia?

Jak poinformowała „Rzeczpospolita” a za nią kilka innych gazet, papież Franciszek wysłał w maju do polskich biskupów uprzejme, acz stanowcze zaproszenie do stawienia się u niego w Rzymie na rozmowę.


Episkopat Polski
fot.wiez.pl

Dziennikarz „Rzeczpospolitej” Tomasz Krzyżak przypuszcza, że powodem pilnego wezwania biskupów do Rzymu jest postępujący kryzys w polskim kościele oraz rosnąca liczba zawiadomień o zaniedbaniach i ukrywaniu przypadków nadużyć seksualnych duchownych wobec nieletnich. Takie sygnały miał papieżowi przekazywać także nuncjusz w Polsce – arcybiskup Salvatore Pennacchio. Do końca czerwca polscy biskupi mają przygotować sprawozdania o sytuacji w podległych im diecezjach i być gotowymi do rozmowy ze swoim przełożonym pod koniec września. Wiele wskazuje na to, że ta rozmowa papieża Franciszka z polskimi biskupami nie będzie należała do przyjemnych. W prasie pojawiły się artykuły na ten temat opatrzone tytułami „Papież wzywa polskich biskupów na dywanik”.


Papież Franciszek
fot. Wikipedia

Przy tej okazji chciałem opowiedzieć o kulturowym i historycznym kontekście tego powiedzenia. Każdy z nas może przecież znaleźć się w takiej sytuacji, że przełożony niezadowolony z naszej pracy wezwie do siebie i poprosi o wyjaśnienia, czyli właśnie „wezwie na dywanik”. Co ciekawe, taki zwrot językowy pasuje do sytuacji zależności służbowych, ale już nie relacji rodzinno-przyjacielskich. Szef może wezwać podwładnego na dywanik, ale raczej nie powiemy, że mama wezwała syna na dywanik, chyba tylko w żartobliwym kontekście.

Samo powiedzenie trafiło do współczesnej polszczyzny z języka staropolskiego. Otóż w dawnej Rzeczpospolitej szlachcic był obywatelem z szerokimi uprawnieniami w życiu politycznym ale i silną pozycją w rodzinie. W końcu odpowiadał za pomyślność i bezpieczeństwo wszystkich domowników we dworze, to znaczy zarówno żony i dzieci ale także dalszych krewnych, tzw. rezydentów, oraz służby. Wszyscy okazywali mu więc szacunek i, w zależności od swojego wieku i pozycji, całowali go w rękę, kłaniali się nisko lub „padali do jego nóg” – co oznaczało, że syn przyklękał na jedno kolano i obejmował nogi Pana Ojca.

W związku za swoją szczególną pozycją w domu miał on też wyłączne prawo wymierzania kar cielesnych wszystkim, którzy podlegali jego ojcowskiej i patriarchalnej władzy. Jednak nawet wtedy szlachcic zważał na różnice stanowe. Jeżeli sługa chłopskiego pochodzenia coś przeskrobał, mógł przy wszystkich dostać od pana rózgi, a nawet „po pysku”. Jeżeli na pański gniew naraził się sługa – oficjalista mający szlacheckich przodków lub zbiedniały krewny żyjący we dworze na łaskawym chlebie, pan zapraszał kogoś takiego do swojego pokoju i tam wymierzał karę cielesną na osobności, aby nie czynić szlachcicowi despektu (wstydu) przy chłopach. Wcześniej, zanim go uderzył, kazał mu stanąć na dywaniku dla podkreślenia, że jednak dostrzega jego lepsze pochodzenie.


Wnętrze szlacheckiego dworku
fot. budujemydwor.pl

Kimś takim w naszej literaturze jest Papkin, postać w „Zemście” Aleksandra Fredry. Cześnik Raptusiewicz przyjmuje go u siebie we dworze i traktuje jako „rękodajnego”, czyli kogoś, komu podaje się rękę i zleca różne zadania, ale na każdym kroku nie szczędzi mu kpin i poniżenia. Mówi do niego wprost: „Czym ja zechcę, Papkin będzie, bo mnie Papkin słuchać musi”. Jest on takim właśnie ubogim szlachcicem na łaskawym chlebie Cześnika, domownikiem, który może w każdej chwili trafić na dywanik.

Jest jeszcze inne możliwe wyjaśnienie tego powiedzenia. Otóż słowo dywan (diwan) trafiło do polszczyzny z języka tureckiego i oznaczało nie tylko pięknie tkaną materię, ale i przyboczną radę ministrów (wezyrów) sułtana obradującą w jego pałacu w Konstantynopolu. Wezyrowie w trakcie obrad siedzieli właśnie na dywanie. Sułtan nie musiał osobiście uczestniczyć w obradach „dywanu”, jednak miał swoich ministrów na oku i to dosłownie, bo w sali, gdzie odbywało się spotkanie, znajdowała się galeria z zakratowanym oknem, przez które sułtan mógł spoglądać, przysłuchując się obradom, samemu nie będąc przez nikogo widzianym. Wezyrowie nigdy więc nie byli pewni, czy tego dnia sułtan jest obecny na galerii czy też nie. Władca mógł też zażyczyć sobie, aby ktoś z jego urzędników lub poddanych został wezwany na „dywan”, czyli na posiedzenia rady wezyrów i wytłumaczył się ze swojego postępowania. Jeżeli wyjaśnienia były nieprzekonujące, mogło się to dla niego źle skończyć. Już samo wezwanie było dla poddanych sułtana dotkliwą karą, bo gniew władcy mógł grozić nawet utratą życia.

          Źródło: Wikipedia

Sułtan Ahmed III wraz z Dywanem- radą wezyrów udziela audiencji ambasadorowi Francji. Konstantynopol 1724 rok.

Przez kilka stuleci Rzeczpospolita miała bardzo ożywione relacje polityczne i gospodarcze z Imperium Osmańskim. Można więc przyjąć, że szlachta dobrze rozumiała sens tureckiego „wezwania na dywan” i przyswoiła sobie to powiedzenie w nieco zmienionej formie, jako „wezwanie na dywanik”. Pan we dworze był kimś w rodzaju takiego sułtana na swoich włościach. Oczekiwał bezwzględnego posłuszeństwa od rodziny, służby i chłopów pańszczyźnianych, których miał prawo karać nawet śmiercią.

Sarmata swoim wyglądem przypominał zresztą tureckiego wezyra. Nosił kontusz inspirowany orientalnym strojem, a przy boku miał przypasaną turecką szablę. W swoim dworku na ścianach wieszał kupione od Turków kilimy, a podłogi ozdabiał dywanami. Nic więc dziwnego w tym, że taki wschodni obyczaj „wzywania na dywan” był bliski sercu polskiego szlachcica.

Czasy się zmieniły, a powiedzenie zostało, jako ślad dawnych podziałów stanowych i tradycji przemocy słownej i fizycznej. Dopiero całkiem niedawno jako społeczeństwo oswoiliśmy się z tym, że nie wolno karać fizycznie nie tylko dorosłych ale i dzieci. Nawet wtedy, gdy ten klaps jest  wymierzony „dla dobra dziecka”. A co do papieża i polskich biskupów – mam nadzieję, że tym razem wezwanie na dywanik przyniesie efekt, a duchowni odpowiedzialni za seksualną przemoc wobec dzieci w końcu poniosą zasłużoną karę.

Marek Urban