Nauka z Marką

Kursy i korepetycje od 1992 roku. 14 tysięcy uczniów.

Blog: Zanurzeni w historii: „Chlebem i solą” – ponadczasowe symbole braterstwa, gościnności i przymierza boga z ludźmi.

Blog: Zanurzeni w historii: „Chlebem i solą” – ponadczasowe symbole braterstwa, gościnności i przymierza boga z ludźmi.

Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu bawił się na tradycyjnym polskim weselu, z jego ciekawą obrzędowością. Jedną z ważnych ceremonii jest powitanie wracających z kościoła nowożeńców w drzwiach sali weselnej. Zwykle rodzice wychodzą do młodej pary z chlebem i solą oraz słowami: „oby Wam w życiu nigdy chleba i soli nie zabrakło”. Państwo młodzi biorą kawałek chleba, zanurzają go w soli, potem zjadają i przepijają kieliszkiem wódki, aby na koniec te kieliszki stłuc – na szczęście.

Od wieków według tradycji polskiej wsi, kiedy kończyły się żniwa, czas ciężkiej fizycznej pracy, organizowano dożynki. Kobiety piekły z nowej mąki duży bochen chleba, z kłosów zboża wyplatano wieniec dożynkowy i z takimi prezentami wieś udawała się do dziedzica. Ten uroczyście witał ich u siebie we dworze i na znak przyjaźni i gościnności spożywał kawałek chleba posypanego solą. Potem zaczynała się huczna, często całonocna zabawa z muzyką i tańcami.

W 2015 roku Europejczycy musieli się zmierzyć z wielką falą uchodźców uciekających przed wojną i biedą z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu. Reakcje ludzi, jak pamiętamy, były bardzo różne – dosyć przyjazne na zachodzie i niechętne, a nawet wrogie w naszej części Europy, dodatkowo podgrzewane przez polityków. Na tym tle niezwykła była inicjatywa grupy młodych Polaków, którzy wbrew społecznym nastrojom i lękom postanowili pomóc uchodźcom i powitać ich tak, jak potrafili najlepiej. Na Facebooku powołali grupę, która zresztą działa nadal, pod nazwą „Chlebem i solą. Polacy z uchodźcami”. Organizowali demonstracje solidarności, informowali rodaków o fatalnych warunkach życia w obozach przejściowych, udzielali finansowego i psychologicznego wsparcia tym uchodźcom i imigrantom, którzy dotarli do Polski. Rzadko spotykały ich za to pochwały, częściej internetowy hejt i złośliwe komentarze.

Gest ręki wyciągniętej do drugiego człowieka i powitanie go chlebem i solą jest jasny i zrozumiały dla ludzi żyjących w krajach Europy i basenu Morza Śródziemnego. Wspólnym dla nich punktem odniesienia była Biblia, święta księga trzech religii – judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Jahwe w Księdze Kapłańskiej Starego Testamentu daje taki nakaz: „niech nie brakuje soli przymierza Boga twego przy żadnej ofierze pokarmowej. Każdy dar posypiesz solą”. „Przymierze soli” stanie się odtąd obok obrzezania mężczyzn znakiem specjalnej relacji łączącej Boga z jego ludem.

W starożytności ludzie, którzy chcieli się pogodzić i zakończyć waśnie, siadali do stołu i wspólnie zjadali chleb z solą. Zawierali w ten sposób „przymierze soli”, którego ludziom honoru nie wolno było zerwać. Mówiono wtedy: ufamy sobie, bo sól jest między nami. Sól w dawnych czasach była cenna, a jej wydobycie i handel nią dawał duże zyski. To na potrzeby handlu solą Rzymianie zbudowali jedną ze swoich pierwszych dróg łączących zachód i wschód Italii. Pierwsze miasta, o których czytamy w Starym Testamencie, to Sodoma i Gomora położone nad bardzo zasolonym Morzem Martwym. Wydobycie soli i handel nią był źródłem pomyślności mieszkańców. Jednak Jahwe za ich niemoralne zachowania zesłał karę w postaci deszczu siarki i ognia. Pozwolił jednak mężowi sprawiedliwemu Lotowi i jego bliskim opuścić miasto. W ostatniej chwili żona Lota zapragnęła jeszcze raz spojrzeć za siebie, ale wtedy zamieniła się w słup soli.

Opowieści te miały przez stulecia ogromny wpływ na wyobraźnię ludzi. Nic dziwnego, nawet w czasach nam współczesnych Biblia jest publikacją o największym nakładzie. Jak podał serwis squedo.com w ciągu ostatnich 50 lat osiągnęła ona najwyższy nakład na świecie – 4 mld egzemplarzy, na drugim miejscu była tzw. „Czerwona Książeczka” z myślami i aforyzmami przywódcy Chin Mao Tse Tunga – 820 mln, na trzecim miejscu łączny nakład książek o Harrym Potterze, który liczył 400 mln. egzemplarzy.

Jezus w swoim nauczaniu wielokrotnie odwoływał się do symboliki soli. Mówił do swoich uczniów: „wy jesteście solą ziemi…”, co miało oznaczać, że nawet jeżeli nie ma was wielu, to wystarczy, że wierzycie żarliwie, a za wami pójdą inni. Uchronicie ten  świat od moralnego zepsucia i nadacie mu smak miły Bogu. W relacjach między uczniami miała panować wzajemna miłość i braterstwo, co Jezus wyraził słowami: „miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój miedzy sobą (Ewangelia św Marka 9.50). Przestrzegał ich też przed utratą wiary słowami: „wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”. (Ewangelia św. Mateusza 5.13)

Pierwsi chrześcijanie śladem swojego Mistrza niezwykle cenili sobie sól i chętnie używali jej w ceremoniach religijnych, np. chrztu, który wtedy przyjmowały nie tylko dzieci, ale i dorośli. Zanim nowo ochrzczonego wyznawcę zanurzono w święconej wodzie, ksiądz dokonywał egzorcyzmu wypędzenia z niego diabła. Dawał do zjedzenia odrobinę soli, aby zakonserwować w nim dobro, a przepędzić złe moce. Ksiądz, wypowiadając odpowiednie modlitwy oczyszczające, dmuchał w lewe ucho nowego wyznawcy, aby diabeł, który bez wątpienia w nim mieszkał, uciekł prawym uchem. Po zakończeniu obrzędów chrzcielnych nowy chrześcijanin był ubierany w białe, lniane szaty na znak, że rozpoczyna nowe i czyste duchowo życie. Wiele tych obrzędów praktykowano w kościele katolickim jeszcze w poł. XX wieku.

Warto też wspomnieć, że w lecznicze i magiczne właściwości soli wierzyli zarówno Grecy jak i Rzymianie, nacierając nią swoje nowonarodzone dzieci. Sól wkładano też do trumny zmarłego, aby odstraszyć diabła, rozsypywano ją w miejscach nawiedzanych przez duchy i złe moce.

W codziennym życiu sól była niezbędna do konserwowania żywności, głównie mięsa i ryb. Może to się wydać zaskakujące, ale lodówki stały się podstawowym wyposażeniem naszych kuchni dopiero w XX wieku. Ktoś, kto wyruszał w podróż zabierał ze sobą krzesiwo, aby rozpalić ognisko i woreczek z solą, bo w karczmie jedzenie zwykle nie było solone.

Sól była walutą wymienną. Rzymscy legioniści otrzymywali część należnego żołdu w bryłach soli. Ślad tego zwyczaju odnajdziemy w angielskim słowie oznaczającym wynagrodzenie – salary, bo sól po łacinie to sal. W polskim języku jest z kolei takie określenie jak „zapłacić słony rachunek”, gdy kwota za daną usługę okazała się nadspodziewanie wysoka.

Sól trafiła też do wielu przysłów i powiedzeń. Któż tego nie wie, że aby poznać drugiego człowieka, trzeba z nim beczkę soli zjeść. Zważywszy, że tej soli nie jadano wtedy dużo, to poznanie człowieka, którego uznalibyśmy za przyjaciela powinno potrwać wiele, wiele lat.

A oto inne przysłowia i zwyczaje związane z solą: ”kto do mięsa soli żałuje, temu się mięso zepsuje, chleb z solą dobrze uspokoi burczenie w brzuchu, sól najlepsza przyprawa. Trudno powiedzieć, czy sól rzeczywiście była najlepszą przyprawą, ale z całą pewnością pierwszą, która w tak istotny sposób zmieniała smak potraw. Dopiero długo później, po odkryciu Nowego Świata, zagoszczą na europejskich stołach egzotyczne i drogie przyprawy – pieprz, cynamon, wanilia, gałka muszkatołowa. Sól miała też swoje miejsce w sennikach. Jeżeli się przyśniła, to bardzo dobrze, gorzej jeżeli we śnie lub w życiu doszło do jej rozsypania. To był zły znak, symbol  zbliżającego się nieszczęścia. Wiązało się to z obserwacją natury i doświadczeniem z codziennego życia, że o ile niewielka ilość soli konserwuje mięso, to stosowana w nadmiarze działa niszcząco. Ziemia, w której osadziło się zbyt dużo soli morskiej czy z podziemnych słonych źródeł, stawała się nieurodzajna.

Kiedy w 146 roku p.n.e. Rzymianie zdobyli Kartaginę, miasto ich śmiertelnego wroga, wszystkich jej mieszkańców sprzedali w niewolę, budynki zburzyli, a rzymscy kapłani dokonali dzieła zniszczenia. Rozsypali sól po kartagińskiej ziemi i tym samym uznali ją za przeklętą. Na znak, że nikt nie powinien tu już więcej zamieszkać. Rozsypana sól trafiła też na jeden z najsłynniejszych obrazów – fresków w historii światowego malarstwa – „Ostatnia wieczerza” Leonarda da Vinci. Przed jednym z apostołów – Judaszem Iszkarietą leży przewrócona solniczka, jako zapowiedź zbliżającego się nieszczęścia. To on wyda swojego Mistrza i przyjaciela w ręce wrogich mu arcykapłanów.

 

Ostatnia wieczerza – Leonardo da Vinci – postać Judasza 4 od lewej

Jeżeli sól była tak cennym i pożądanym produktem, to nic dziwnego, że każda władza chciała czerpać korzyści z jej wydobycia i sprzedaży. Jak w wielu innych sprawach, tak i tutaj pierwsi byli Chińczycy. W II w. p.n.e. w „Państwie Środka” wprowadzono monopol na wydobycie i handel solą i to z takim sukcesem, że podatek solny stanowił połowę budżetu państwa. Cesarza stać było na sfinansowanie z tych pieniędzy budowę Wielkiego Chińskiego Muru.

Nasz król Kazimierz Wielki (1333-1370) zasłużył sobie na przydomek swoją działalnością dobrego gospodarza i polityka. W czasie swoich rządów założył 100 miast i prawie 1000 nowych wsi, ufundował Akademię Krakowską, ufortyfikował zachodnią granicę państwa, budując sieć zamków, tzw. szlak orlich gniazd. Miał na to pieniądze w dużej mierzę ze sprzedaży soli z kopali w Bochni i Wieliczce. Dochody z tego źródła stanowiły aż 30% budżetu państwa. W Rzeczpospolitej szlacheckiej władza królewska bardzo osłabła, a jej uprawnienia i dochody przechodziły w ręce wąskiej grupy magnatów. Kopalnie soli wydzierżawili od króla Lubomirscy, co było źródłem ich wielkich dochodów i silnej pozycji politycznej. Stać ich było na bogate rezydencje w Wiśniczu, Janowcu, Łańcucie i Rzeszowie.

Bohater wojny ze Szwedami w połowie XVII wieku Stefan Czarnecki pochodził ze średnio zamożnej szlachty, która ani pozycją ani majątkiem nie mogła się równać z Lubomirskimi. Kiedy za zasługi wojenne otrzymał urząd wojewody i zasiadał w senacie Rzeczpospolitej, stara magnateria dawała mu odczuć swoją wyższość. W 1657 roku król Jan Kazimierz dał stanowisko hetmana polnego Jerzemu Sebastianowi Lubomirskiemu, a nie Czarnieckiemu, na co ten bardzo liczył. Podobno powiedział wtedy: „jam nie z soli, ani z roli, ale z tego co mnie boli”, co znaczyło:  moją przepustką do elity nie są dochody z dzierżaw żup solnych, jak u Lubomirskich, ani dochody z wielkich majątków ziemskich na Ukrainie, jak u Potockich, ale blizny od ran odniesionych w bitwach w obronie ojczyzny. Czarniecki otrzymał buławę hetmańską dopiero w 1665 roku na kilka tygodni przed swoją śmiercią.


Stefan Czarniecki (1599 – 1665)

W przeszłości sól nazywano białym zlotem i z jej powodu toczono krwawe wojny, wybuchały rewolucje i obalano rządy.

W 1789 roku król Francji Ludwik XVI wobec kryzysu finansowego państwa nie zdecydował się na obniżenie wysokiego podatku solnego. W tym czasie jego poddani cierpieli z powodu klęski nieurodzaju, powodzi, pomoru bydła i w konsekwencji gwałtownego wzrostu cen artykułów pierwszej potrzeby, a do nich zaliczano także sól. Była to jedna z istotnych przyczyn buntu społecznego i wybuchu rewolucji. Podatek od soli nazywany „gabelle”, był przez Francuzów szczególnie znienawidzony. Władca miał silnie chroniony monopol na wydobycie i handel solą, a kto by ważył się go naruszyć, musiał liczyć się z surowymi karami. Co roku do więzień, na galery, a nawet na szubienicę trafiało za to aż 3 tysiące królewskich poddanych. Kiedy tłum zbuntowanych paryżan zdobył Bastylię i powołano Zgromadzenie Narodowe to jedną z jego pierwszych decyzji było zniesienie w 1790 roku znienawidzonego podatku.

23 marca 1930 roku Mahatma Gandhi, duchowy przywódca Hindusów w ich walce z Brytyjczykami o niepodległość kraju, rozpoczął jedną z najsłynniejszych w historii akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa i walki bez przemocy, tzw. Solny marsz. Wraz z grupą swoich zwolenników przemierzył około 400 km z miasta Sabarmati w głębi lądu do miasta Dandi nad morzem, aby tam uzyskać dla siebie garść soli z odparowania morskiej wody. Był to gest o rewolucyjnej wymowie, gdyż brytyjscy kolonizatorzy mieli monopol na wydobycie i handel solą, czerpiąc z tego jak zwykle wielkie korzyści. Na początku marszu Gandhiemu towarzyszyło kilkudziesięciu jego sympatyków. Kiedy go kończył razem z nim szło już kilkadziesiąt tysięcy Hindusów. Na uczestników protestu spadły surowe represje, wielu uczestników trafiło do więzień i straciło życie, ale iskra buntu była na tyle silna, że doprowadziła do zwycięstwa. W 1947 roku Indie odzyskały niepodległość.


Gandhi symbolicznie zbiera sól na plaży w Dandi

Współcześnie bogata symbolika soli zatarła się w naszej świadomości. Sól jest tania i łatwo dostępna i wcale dobrze się nie kojarzy. Co rusz lekarze i dietetycy ostrzegają ludzi – uważajcie na sól, uważajcie na cukier, to w nadmiarze  biała trucizna. Jest to zrozumiałe, bo jemy mnóstwo żywności wysoko przetworzonej, zawierającej bardzo dużo konserwantów, w tym i sól. Nie widzimy jej, kupując w sklepach gotowe wędliny, chleb, jogurty czy ciastka. Obecnie dodaje się sól  przy wytwarzaniu aż 14 tysięcy różnych produktów. W czystej postaci potrzebujemy jej  naprawdę minimalne ilości. Sól jest dla naszego organizmu błogosławieństwem, ale nie w nadmiarze. Człowiek ma w sobie raptem 230 gramów soli, co stanowi w stosunku do masy ciała – ułamek procenta. Sól, którą przyswajamy w spożywanych produktach to przede wszystkim sód. Potrzebujemy go do prawidłowego funkcjonowania naszego układu nerwowego i mięśniowego. Kiedy nadmiernie się pocimy w trakcie wysiłku fizycznego lub odwodnimy się w wyniku wymiotów czy biegunki i tracimy duże ilości sodu, wtedy nasz organizm zaczyna wariować. Drżą nam ręce, mamy zawroty głowy, w końcu następuje omdlenie. Kiedy z kolei trafia do naszego organizmu za dużo soli, wtedy wzrasta ciśnienie krwi i groźba zawału serca.

Sól, której nie potrzebujemy dużo, ale bez której nie da się żyć, była zawsze symbolem prawdy, honoru i stałości uczuć. Ludzie przez wieki w modlitwie „Ojcze Nasz” prosili Boga nie o bogactwo i sławę, ale o chleb, aby go nigdy nie zabrakło na stole. A kiedy był, traktowano go z wielkim szacunkiem, kreśląc na nim znak krzyża i całując.

W połączeniu chleba i soli zawarta jest ta cała bogata religijna i ludzka symbolika. Mam nadzieję, że przy okazji zabawy na kolejnym weselu popatrzycie z pewnym sentymentem i zrozumieniem na ten piękny i stary obyczaj powitania młodych chlebem i solą.